poniedziałek, 19 maja 2014

Oszołomienie


 Rozdział IV




Obudził się w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu, którego podłoże stanowiła kilkunastocentymetrowa warstwa wody. Światło praktycznie tu nie dochodziło poza zieloną poświatą okalającą ściany, lecz niewiadomo gdzie miała ona swoje źródło. Pomieszczenie to przypominało piwnicę, lecz jego ogrom był przytłaczający. Leżał na plecach do połowy zamoczony w wodzie. Tuż przed sobą miał olbrzymie kraty, a w ich centrum kartkę z napisem „Pieczęć”. Dobrze znał to miejsce, to jego podświadomość. Zawsze tu trafiał, kiedy już nie potrafił zapanować nad emocjami i tak też było w tej sytuacji. Niepewnie wstał i podszedł nieco bliżej. Grube, mosiężne pręty wbite głęboko w podłoże. Było to więzienie dla jego „życiowego towarzysza” – Kyuubiego, lepiej znanego jako Dziewięcioogoniasty Demoniczny Lis. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ten gdzieś musi czaić się wewnątrz swojego więzienia. Nagle ni stąd ni zowąd pojawiła się czerwona, bulgocząca czakra. Zaczęła oplatać jego nogi. Z początku próbował się temu oprzeć, ale ta nie dawała za wygraną. Powoli zmierzała do tułowia, następnie skierowała się do ramion. Gdy już całkowicie go obezwładniła, na koniec ruszyła do samego czubka głowy, zasłaniając mu przy tym pole widzenia. Nienawidził tego. Czakra była tak gorąca, że bez problemu poparzyła całe jego ciało. Poczuł jak powoli i boleśnie zdzierała z niego naskórek. Zaczął krwawić, a jego krew mieszała się wraz z czakrą Kyuubiego. Obraz przed oczami zaczął się zamazywać, a ból coraz bardziej się natężał. Czuł jak czerwona ciecz wsiąka w jego ciało, niczym woda w gąbkę. Zaraz po krótkiej chwili nastała kompletna ciemność.

Przed oczami nie można było nic ujrzeć, tylko pogłębiającą się czerń. Wokół była tylko pustka nieskończonej nicości. Momentalnie temperatura opadła, a przy każdym oddechu z jego ust wydobywała się para. Poczuł jak dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa, zaczął cały dygotać. Czy to strach? Czy powód zimna? Sam dokładnie nie wiedział, ale nie czuł się tu bezpiecznie. Skulony, przyciągnął nogi jak najbliżej do klatki piersiowej. Czuł jak powoli jego świadomość się zatraca i opuszcza jego ciało. Czy może być coś bardziej przerażającego? Czy to już koniec? Czy nic już nie może zrobić? Czy jego duch tak po prostu go opuści, a on na zawsze pogrąży się we śnie w absolutnej nicości?

- Naruto! – usłyszał krzyk jakby z oddali.  Nie miał pojęcia skąd dobiega, gdyż nic nie widział. Męski, lekko zachrypiały. Znał ten głos, jednak nie potrafił sobie przypomnieć do kogo należał.
- Naruto!!! Nie daj się nad sobą zapanować! Nie możesz do tego dopuścić! – Znowu ten sam krzyk, jednakże tym razem głos się zbliżał, stawał się coraz wyraźniejszy, a w głowie zaczęło mu świtać imię jego właściciela.
- Kaka-sensei! – zawołał. A miejsce, w którym się znajdował nagle rozbłysło przenikliwym, ciepłym światłem.

Otworzył szeroko oczy. Nad nim widniały dwie wpatrujące się w jego osobę postacie - Kakashi sensei i Kapitan Yamato. Oboje posiniaczeni, pokiereszowani, a w ich oczach można było dostrzec zmęczenie. Z jego lewej strony kucało przy nim dwóch nieznanych mu medyków, którzy opatrywali jego rany. Z trudem uniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał się dookoła. Wielkie pobojowisko. Krajobraz nie był taki jaki sobie mógł wyobrażać. Widniało na nim mnóstwo kraterów, popękanej skorupy ziemi, a wokoło leżało wiele powyłamywanych drzew, wraz z korzeniami. Wszelka roślinność zniknęła w zasięgu wzroku. Dosłownie wszystko w przeciągu kilku kilometrów zostało zniszczone.
- Co się stało? – zapytał.
- Cóż… Całkowicie straciłeś panowanie nad sobą. Pojawiła się powłoka lisiego demona i…– wyjaśniał Kakashi, lecz zaraz wtrącił się Yamato:
- …i szósty ogon. Naruto, czy Ty coś w ogóle pamiętasz?

Próbował sięgnąć pamięcią do niedawnych wydarzeń, ale nie mógł sobie niczego przypomnieć. Kompletna pustka w głowie. Jednakże pewnej rzeczy się domyślał, że chaos przed jego oczyma to jego sprawka. Musiał się dowiedzieć prawdy. Za wszelką cenę, nawet kosztem wielkiego poczucia winy z tego powodu.
- Nie bardzo. To wszystko… to moja wina?
- Nie wszystko, ale większość – odpowiedział brązowowłosy.

Uzumaki patrzył na nich z niedowierzaniem. Miał przeczucie, że to z jego powodu krajobraz się tak zmienił, ale gdzieś w głebi serca modlił się, że to nie on był tego przyczyną. Jednak na marne. Nic nie  pamiętał, odkąd dziewięcioogoniasty przez niego przemawiał, ale powoli zaczął sobie przypominać co miało miejsce przed wybuchem złości.
- Sakura! A co z Sakurą?! – wrzasnął jak opętany.
- Przykro mi Naruto, ale z powodu Twojego szału, nie zdołaliśmy jej odbić – wyjaśnił zmartwiony siwowłosy.
- Taa… Gdy nasz oddział tu dotarł, to zastaliśmy Kakashiego próbującego Cię uspokoić, jednak marnie mu to wychodziło – dodał Yamato.
- Byłeś w takiej furii, że atakowałeś wszystkich bez wyjątku, a tamci wykorzystali sytuację i zdołali uciec. Na szczęście w porę zjawił się tu Tanzou, który zdołał Cię powstrzymać – dokończył kopiujący ninja.
- Czyli to moja wina… To przeze mnie nie zdołaliśmy jej pomóc… – Jego głos drżał. Łzy napływały mu do oczu. Był zły na siebie, bo ponownie doprowadził do takiej sytuacji, w której z jego winy wszyscy ucierpieli. Nie dość, że poturbował swoich towarzyszy, to jeszcze przez niego Sasuke uciekł, biorąc za zakładnika jego najlepszą przyjaciółkę… Sakurę! To jest nie do wybaczenia.

- Nie obwiniaj się. Nie sądziliśmy, że do tego dojdzie. – Próbował pocieszać go Tanzou.
- Musimy jej szukać! Ona potrzebuje naszej pomocy! – krzyknął blondyn. Jak poparzony gwałtownie się podniósł, jednak obrażenia na jego ciele były tak silne, że momentalnie upadł do wcześniejszej pozycji. Dopiero teraz zauważył, że kolor jego skóry jest czerwony. Wszystko go bolało. Mógł stwierdzić, że każda część jego ciała przeżywa w tej chwili katusze, mimo, że koledzy medycy robili wszystko by uśmierzyć jego ból.
- Naruto, naszym priorytetem jest eskortowanie Killera Bee do wioski. Poza tym sami musimy się wyleczyć, żeby podjąć misję uratowania Sakury. Dobrze wiesz, że w takim stanie nic nie zdziałasz – trafnie zauważył sensei.
- Ale!
- Żadnych ale! Zabieram Cię z powrotem do Konohy. Potem zajmiemy się Sakurą – skarcił go.

~***~

Jedynie co do niej dochodziło to jakieś niewyraźne szmery. Wytężyła słuch, po czym udało jej się usłyszeć głos pewnej kunoichi:
- Gdzie oni są?! Już powinni dawno tu dotrzeć!
- Uspokój się Karin! Panikując nic nie pomożesz. – Usłyszała męski, donośny głos, w którym dało się wyczuć lekka obawę.

Jej powieki drgnęły. Ciało lekko się poruszyło. Z wysiłkiem uniosła powieki do góry, odsłaniając swoje zielone tęczówki. Nie widziała wyraźnie, więc czym prędzej przetarła, dopiero co przebudzone oczy.

Leżała na łóżku, które było jednym z trzech umiejscowionych w dużym pokoju. Przy każdym z łoży była postawiona mała komoda z lampką. Naprzeciwko niej stała wielka szafa, a tuż obok malutka lodówka. Cały ten pokój wyglądał trochę jak sala szpitalna, tyle, że z tym wyjątkiem, że w pomieszczeniu nie było okien, co bardzo  ją zdziwiło. Jedynym światłem, które oświecało pomieszczenie było kilka świetlówek podwieszonych pod sufitem. Na środku pokoju stała czerwonowłosa kunoichi, która była cała roztrzęsiona. Natomiast w drzwiach dostrzegła białowłosą postać, która nieustannie na kogoś wyczekiwała. Były to te same osoby, które wcześniej widziała z Sasuke.

Z trudem uniosła się do pozycji siedzącej i w tej właśnie chwili odczuła ogromny ból w nogach. Spojrzała w ich stronę i zobaczyła liczne poparzenia. Jej skóra wyglądała jak stopiony wosk, wszędzie miała bolesne, ropne bąble, a naskórek schodził płatami z jej łydek i ud. Wtem okularnica dostrzegła, że różowa się obudziła. Podeszła do niej, przykucnęła przy łożu, na którym ta siedziała i położyła rękę na jej ramieniu.
- Jak się czujesz? – spytała.

Zdziwiło ją to pytanie. Nie wiedziała skąd u niej ta troska, przecież w ogóle się nie znały. Poza tym ona była z Wioski Ukrytej w Liściach, a ta zaś zbiegłym ninją, którą to powinna ścigać.
- Przeżyję – odpowiedziała krótko i zwięźle, byle się od niej odczepiła. Jednak po chwili namysłu dodała:
- Co się stało? I gdzie ja jestem?
- Jesteś w kryjówce Taki. Tych poparzeń doznałaś na skutek płomieni amaterasu, które przez przypadek Cię dosięgły. Na szczęście Sasuke je odwołał i kazał zabrać Cię z pola bitwy, bo robiło się tam naprawdę niebezpiecznie – wytłumaczyła, po czym poprawiła okulary na nosie.

~Sasuke mnie uratował?~ - pomyślała. To by było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Ale słyszała o czarnych płomieniach, które nie gasną nawet pod wpływem wody. To była technika Itachiego Uchihy, starszego brata Sasuke. Więc jedynie w jaki sposób mogły zgasnąć, to poprzez odwołanie tej techniki. A owe jutsu można było wykonać tylko z sharinganem w oczach. Nie, więcej, z kalejdoskopowym sharinganem w oku. Jednakże nie mogła przyjąć do wiadomości, że ten mógł jej pomóc w potrzebie. Takie zachowanie u niego byłoby co najmniej dziwne, dlatego nie dowierzała w przedstawioną historię kunoichi.

- Mam do Ciebie prośbę – zagadnęła okularnica do różowej. Widać było, że ciężko jej te słowa przechodzą przez gardło.
- Wcześniej mówiłaś, że jesteś medykiem. Dlatego proszę Cię! Jak tylko wróci Sasuke, to zrób wszystko co potrafisz i ulecz jego ranę na brzuchu! – Mówiąc to odwróciła wzrok, by ta nie dostrzegła jej szklistych oczu. Zależało jej na nim. Widać, że cały czas przejmowała się zdrowiem Uchihy. Można było rzec, że była kolejną kobietą, której to kruczowłosy namącił w głowie.

Te słowa wywarły na Sakurze duże wrażenie, od lekkiego na początku sceptyzmu, po kompletne zdezorientowanie. Nie zdążyła odpowiedzieć, bo wtem do pokoju weszło dwóch członków Taki, niosąc kogoś na rękach. Położyli ostrożnie nieprzytomną osobę na łóżku, tuż obok niej. To był Sasuke. Jego twarz była cała blada, usta miał sine, a ubranie miał przesiąknięte szkarłatną krwią. Pomarańczowowłosy wziął do ręki swój kunai, po czym rozerwał za jego pomocą górne odzienie rannego. Ich oczom ukazała się rana w całej okazałości.
Była wielka, prawie przebiła go na wylot siejąc spustoszenie w organach wewnętrznych. Trudno było uwierzyć, że ten jeszcze niedawno chodził o własnych siłach i używał takich technik jak Susano’o czy amaterasu.

Takie obrazy jak ten, różowa widywała praktycznie codziennie w pracy, jednakże przyglądając się kruczowłosemu w takim stanie, gdzieś głęboko w sercu coś ją zabolało. Oczy same się zaczęły szklić, a ciało mimowolnie drżeć.  Nie chciała widzieć go w takim stanie, nie potrafiła znieść tego widoku.

Karin widząc całą sytuację momentalnie wstała z podłoża, ruszyła w stronę towarzyszy, by potem rzucić się na szyję nieprzytomnego Uchihy. Dwójka pozostałych członków Taki stała nieruchomo i wpatrywała się jak czerwonowłosa, szlochając wtulała się w jego tors.
W końcu Suigetsu jako pierwszy otrząsnął się z szoku, który wywarła na nim rana szefa. Podszedł do niego, po czym przystawił ucho do klatki piersiowej rannego. Jego twarz wyraziła przerażenie, Karin ujrzawszy jego minę, była pewna najgorszego scenariusza. Wstała, następnie schowała twarz w dłoniach i zaczęła lamentować:
- O Boże Sasuke-kun! Sasuke-kun! – Chlipała. Suigetsu podnosząc się, spojrzał na Juugo i powiedział łamiącym się głosem:
- Prawie nie wyczuwam bicia jego serca…

Sakura, która cały czas obserwowała sytuację z boku, dopiero po tych słowach się otrząsnęła z pogrążającego ją szoku. Wstała, po czym podpierając się komody powędrowała w stronę łóżka Uchihy.
-Dajcie mi go obejrzeć! – krzyknęła, przesuwając tym samym rozpłakaną Karin. Spojrzała na wykrwawiającą się postać.

~Stracił mnóstwo krwi…~ - pomyślała. Był w krytycznym stanie, nie była pewna czy ona, a nawet jej mentorka - Tsunade dałyby radę uratować jego życie. Jednakże nie mogła bezczynnie się temu przyglądać. Nie mogła dopuścić do straty starego przyjaciela. A może kogoś więcej? Nie ważne. Bądź co bądź po tylu latach los z jakiegoś powodu ponownie skrzyżował ich ścieżki, więc ona zapobiegnie najgorszemu. Czym prędzej zatamowała ranę.
- Trzeba będzie przeprowadzić zabieg transplantacji krwi! – wykrzyczała oschle i stanowczo, tak, że nie chciała usłyszeć jakiegokolwiek sprzeciwu. Następnie skierowała swój wzrok w stronę Taki i dodała:
 – Macie tu taki zestaw narzędzi, który pozwoli mi go przeprowadzić?!

Wszystkie tęczówki były zwrócone teraz na nią. Byli zdumieni powagą sytuacji i tym, że potrafi się w niej odnaleźć. Dobrze wiedzieli, że jest medykiem, niemniej jednak zdziwiło ich, że ośmieliła się bez najmniejszego problemu wydać im rozkazy, przecież wciąż była ich przeciwnikiem. Jednakże z drugiej strony doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że potrzebowali w tej chwili pomocy medycznego ninja. Dlatego też Suigetsu pokiwał twierdząco głową, po czym ruszył do wielkiej szafy i wygrzebał z jej dołu narzędzia, o które prosiła.

- Czy ktoś z was ma grupę krwi AB? – spytała, lustrując poczynania białowłosego. Jeszcze za czasów Drużyny 7, kiedy to Sasuke i jego sharingan był częstym obiektem pożądania wielu ninja, wiele razy lądował w szpitalu, przez co pamiętała jaką posiada grupę krwi.
- Tak, ja mam – powiedzieli w tym samym momencie Juugo i Karin, lecz pomarańczowowłosy spoglądając na towarzyszkę, dodał:
- Ja oddam swoją krew Sasuke, bo to z mojej winy wrócił na pole bitwy.
Mówiąc to zacisnął pięści. Czuł wyrzuty sumienia. Wiedział, że gdyby nie stracił nad sobą kontroli, to lider Taki dawno by otrzymał pomoc. Pomoc, która w tym momencie była dla niego niezbędna.

Liczyła się każda minuta, więc czym prędzej Sakura skorzystała z propozycji Juugo i zaczęła proces transplantacji krwi. Gdy już czerwona ciecz przelewała się z pomarańczowowłosego do ciała Uchihy, skumulowała w swoich dłoniach zieloną czakrę i przystąpiła do odbudowy wszystkich zniszczonych komórek w jego ciele, tak by rana się zasklepiła. Zaczęła się walka, ale nie było ona zwykła, była to walka o życie. Życie tego zarozumiałego, chłodnego, aroganckiego Sasuke Uchihy…


________________________________________________________________________
________________________________________________________________________


Od autora: Od razu na wstępie wyjaśniam, że Karin nie będzie przyjaciółeczką Sakury. Na razie jest dla niej miła, tylko dlatego, że zależy jej na uratowaniu Sasuke. Jeszcze pokaże swój charakterek ^^
Poza tym, mam nadzieję, że rozdział się podoba. Starałam się, aby był poprawnie stylistycznie i skorygowałam wszelkiego rodzaju błędy. Chyba nic mi nie umknęło.
Oczywiście po przeczytaniu zachęcam do pozostawienia po sobie śladu w postaci komentarza. Jak wiadomo, to motywuje do dalszego pisania :)
Pozdrawiam Anna