poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Zmiana


Rozdział III



- Ale Sasuke-kun jesteś poważnie ranny! – krzyknęła i szarpnęła za rękaw Lidera Taki.

Jego wzrok powędrował na czerwonowłosą  okularnicę. Gdyby spojrzenie mogło zabić, to w tym momencie właśnie  by się tak stało. W jego oczach można było dostrzec tylko furię i chęć odpłacenia się za uderzenie, które go tak poważnie zraniło. Wyrwał się z jej uścisku i podążył w stronę dwóch jinchuuriki.

Karin cała drżała, nie wiedziała co począć. Czuła, że jego czakra robi się zimna, tak jak wtedy w potyczce z piątką Kage. Sasuke się zmieniał, a ona nie miała pojęcia co zrobić, by był taki jak kiedyś, kiedy troszczył się o siebie i o swoich kompanów z drużyny. Spojrzała z obawą na Suigetsu, któremu widać było, że także się to nie podoba. Białowłosy ruszył za swoim szefem aby mu pomóc. Karin podreptała za swoim towarzyszem.

Dotarłszy na miejsce, w których ścierało się dwóch posiadaczy ogoniastych bestii, kruczowłosy krzyknął:
- Amaterasu! – Po czym w jego lewym oku aktywował się kalejdoskopowy sharingan, a stróżki krwi przepłynęły po jego policzku. Czarne płomienie pojawiły się na mackach ośmioogoniastego. Hachibi zaczął krzyczeć z bólu i szamotać się we wszystkie strony, niszcząc wszystko dookoła. Uchiha odczuł ból w oku po wykonaniu tej techniki. Złapał się za swoje lewe oko i zgiął się w pół, bo rana na brzuchu cały czas dawała o sobie poznać. Wtem podbiegł do niego Suigetsu, złapał go, by ten nie upadł na ziemię. Kruczowłosy nie widział wyraźnie, cały pobladł z powodu utraty krwi, jednak wciąż trzymał się na nogach, które z powodu bólu uginały się pod nim.
~***~

W tym samym czasie Naruto niefortunnie dostał jedną z macek Hachibiego i wylądował kilkanaście metrów od pola walki. Był już nieco poturbowany i zmęczony, jednak wiedział, że to jedyna szansa na uratowanie przyjaciela i bez względu na wszystko musi go sprowadzić do Konohy. Nie tylko z racji ciemności, która go pochłaniała, ale także ze względu na Sakurę, której złożył dawno temu obietnicę. Powoli podnosił się do góry, jednakże  poczuł, że ktoś nieustannie go obserwuje. Był to Juugo już w pełnej dwupoziomowej formie przeklętej pieczęci. Nie było przy nim Kakashiego, co oznaczało, że ten musiał przegrać z członkiem Taki. Pomarańczowowłosym kierował amok i szaleństwo. W morderczym popędzie rzucił się na blondyna.

Druga, tym razem paląca się macka uderzyła w pobliżu różowowłosej kunoichi, którą dosięgły czarne płomienie. Jej ubrania pomału zaczęły się palić, jednakże nie odczuwała w tej chwili bólu, bo wciąż była nieprzytomna.

~***~

Suigetsu podtrzymując swojego szefa na ramieniu, spostrzegł niedaleko jak jego kolega z drużyny toczy zacięta walkę z konoszańskim jinchuuriki. Jego stan psychiczny pozostawiał wiele do życzenia, kompletnie nie panował nad swoją „morderczą stroną”. W tym momencie jinchuuriki dostawał niezłe cęgi, jednakże białowłosy wiedział, że szala zwycięstwa może niedługo się zmienić, gdyż jego siła jest porównywalna do Uchihy. Odwrócił wzrok  z powrotem na szefa i spytał, nie wiedząc co robić:
- Co teraz?!

Czerwonowłosa obserwowała jak Uchiha w odpowiedzi przeklina pod nosem, jednak nie była pewna czy jego słowa były skutkiem rozjuszenia Juugo, czy też były źródłem bólu jaki obecnie odczuwał. Jego rana była poważna, krew non stop strumieniami wylewała się na zewnątrz. Widocznie Susano’o nie wystarczająco szybko pojawiło się wokół niego w momencie uderzenia. Część bijuu damy mocno go zraniła. Wiedziała, że ten nie ma teraz głowy na to, by obmyśleć jakiś sensowny plan. Dlatego postanowiła wziąć wszystko w swoje ręce, wykorzystując to co było wokół.
- Może weźmiemy tą kunoichi. Podobno jest medykiem. Sasuke, Ty teraz potrzebujesz lekarza, a moja czakra jest niewystarczająca! – oznajmiła okularnica, wskazując na różową, którą pochłaniały czarne płomienie.

Lider słysząc te słowa zerknął najpierw na nieprzytomną Sakurę, następnie ujrzał w oddali Juugo, który szaleńczo rozwalał wszystko wokół siebie, tocząc jednocześnie walkę z Uzumakim. Spojrzał w drugą stronę, gdzie leżał Hachibi. Był nieprzytomny, a jego macki dalej się paliły.
W tej chwili był zaślepiony swoją mroczną naturą, liczyło się dla niego tylko i wyłącznie wykonanie misji, którą powierzył mu lider Akatsuki – Madara. Nic, ani nikt inny go nie obchodził i nie powinien mu w tym przeszkodzić. Odwołał swoje niegasnące płomienie na ośmioogoniastym.
- Bierzemy jinjuuriki i spadamy stąd – rzekł stanowczo.

W wyrazie twarzy Karin i Suigetsu nastało osłupienie, wymienili między sobą spojrzenia. Okularnica wciąż czuła lodowatą czakrę lidera, ale miała cichą nadzieje, że w końcu zmieni się w tą wcześniejszą. Ciepłą, przytulną i przyjemną. Jednak mimo nadziei, miała jakieś złe przeczucie, że ta coraz bardziej pogrąża się w ciemności. W końcu czerwonowłosa odważyła się powiedzieć:
- A co z Juugo? I z Twoją raną?
- Juugo sobie poradzi – warknął. Po czym spojrzał na nieprzytomną Sakurę, której ciało nadal trawiły płomienie i dodał:
- A ona niech spłonie... – W jego oczach nie można było dostrzec żadnego blasku, żadnej iskierki  życia. Tylko chłodną apatyczność i bezduszność.

Źrenice Karin rozszerzyły się do maksymalnego poziomu. Jak on mógł coś takiego powiedzieć? Przecież Juugo był jego towarzyszem. On wierzył w niego, całkowicie mu się podporządkował. Był zdolny oddać za niego życie, a ten chce zostawić go na pastwę losu? Gdzie podziała się ta troska o kompanów w kruczowłosym? Wiadomo, że nie przejawiał on jej zbyt często, ale jednak gdzieś tam w środku zawsze była. A teraz? W dodatku ta czakra. Ona się zmieniła! Jest lodowata, cierpka i oziębła.  To nie jest ten sam Sasuke, który założył Hebi. Chce żeby jego dawna przyjaciółka spłonęła? Wyobraziła sobie co by było gdyby to ona była na miejscu różowowłosej. Czy też pozostawiłby ją na pewną śmierć?
- Ale Sasuke-kun co ty mówisz! Nie możemy go tak zostawić! Przecież on już jest w całkowitym amoku, nie wie co się wokół niego dzieje. Zresztą, kto wie może zaraz przyjdzie tu jakieś wsparcie z Konohy. A wtedy już sam sobie nie poradzi! On by Cię nie zostawiłby w takiej sytuacji! – wykrzyczała.
- Ona ma rację. Nie powinniśmy go tu zostawiać. Poza tym ta różowa mówiła prawdę, zaraz możesz się wykrwawić – dodał Suigetsu, biorąc stronę swojej znienawidzonej koleżanki.

Wyraz twarzy Uchihy momentalnie się zmienił, można było spostrzec istną furię. Odwrócił się gwałtownie i przygwoździł do drzewa białowłosego.
- Śmiesz kwestionować moje rozkazy?! – krzyknął poirytowany. Nie panował nad gniewem.
- Po prostu twierdzę, że powinniśmy mu pomóc, w końcu jesteśmy drużyną. A członków teamu nie powinno się zostawiać na pastwę losu – odparł ze spokojem w głosie, podkreślając ostatnie słowa.

Kruczowłosy widząc reakcję swojego towarzysza, nieco oprzytomniał. Spojrzał kątem oka na Karin, która cała dygotała ze strachu, a do oczu zbierały jej się łzy. Czy on był aż tak przerażający?
Nie miał już siły na jakąkolwiek walkę, ledwo umiał ustać, a wzrok miał zamazany. Wiedział, że jak wrócą po członka Taki, to będzie im dane zmierzyć się z Naruto, którego będzie trudno się pozbyć. A co dopiero pokonać w takim stanie. Zdawał sobie też z tego sprawę, że wtedy nie wezmą ze sobą Hachibiego, po którego tu przyszli. Utrudniłoby to ucieczkę, bo on sam ledwo się ruszał, a Juugo pewnie będzie sprawiać problemy z powodu niestabilności psychicznej. Westchnął głośno i zwolnił uścisk na ubraniu purpurowookiego.
- Karin wracaj do kryjówki. Ja z Suigetsu pójdziemy po Juugo – oznajmił.
- Ale Ty nie dasz rady w takim stanie! – trafnie zauważyła.
- Mam plan – odpowiedział. Po czym odwołał czarne niczym smoła płomienie na ciele dawnej przyjaciółki.
– Suigetsu weź ją ze sobą i chodźmy po Juugo. – Wskazał na różowowłosą kunoichi, po czym skierował się w stronę miejsca boju Uzumakiego z posiadaczem przeklętej pieczęci. Zaś białowłosy poprawił swoje pogniecione ubranie, wziął na ręce kobietę, tak jak mu rozkazał i poszedł śladami lidera Taki, zostawiając przy tym samą Karin.

Jego purpurowe tęczówki błądziły za kruczowłosym, który to kuśtykał przed nim, wciąż uciskając ranę na brzuchu, z której krew płynęła tak mocno, że wypływała mu z pomiędzy palców. Spuścił wzrok, a jego oczom ukazały się ślady krwi, które to Uchiha zostawiał na ziemi. Wie, że rana jest poważna, ale nie był w stanie jej dostrzec w całej okazałości, gdyż kilka warstw ubrań mu to uniemożliwiało. Krok szefa był coraz bardziej chwiejny, zaczął nawet podpierać się o drzewa, które po drodze mijali. Martwił się. Przejmował się tym, że jego kompan lada moment się wykrwawi i skona na jego oczach. Pokręcił zdecydowanie głową, by pozbyć się złych myśli, po czym rzekł:
- Szefie, naprawdę jesteś w stanie… - Nie dokończył, bo wówczas spadkobierca sharingana wszedł mu w słowo.
- Suigetsu! Zamilcz i skup się! – skarcił go, a ten posłuchał i dalszą drogę szli w milczeniu. W końcu dotarli do miejsca docelowego, w którym to Naruto wraz z członkiem Taki toczyli walkę.

Było tak jak przewidział białowłosy, szala zwycięstwa była teraz lekko przechylona po stronie blondyna, który to właśnie w trybie mędrca oddawał cios swym Rasen-shurikenem pod adresem pomarańczowowłosego. Ten z niewyobrażalną szybkością uskoczył, by potem przejść do kontrataku. Za pomocą swojej czakry odbił się od ziemi, po czym z tym samym rozpędem co wcześniej ruszył w stronę swojego przeciwnika.

- Juugo! Dość na dzisiaj! – krzyknął lider Taki.
Niestety pech chciał, że ów towarzysz zignorował jego rozkaz. Nie panował nad sobą, całkowicie zawładnęła nim rządza zabijania. Jego oczy były owładnięte szaleństwem, a dusza pragnęła krwi swojego przeciwnika.

Sasuke nie mógł pozwolić na dalszą walkę, zwłaszcza w takim stanie w jakim byli. Co by było gdyby zaraz miało pojawić się wsparcie z Konohy, wtedy nie mogliby nic zdziałać. Musiał zaryzykować i zrobić wszystko, żeby mieli choć cień szansy na ucieczkę. Aktywował swoje Susano’o, by chwycić nim swojego nieposłusznego podwładnego. Oczywiście, nie obyło się bez bólu, który poczuł w każdej komórce swojego ciała. Zgiął się w pół, po czym splunął krwią na ziemię.

Naruto otworzył szeroko oczy na widok purpurowego szkieletu, który zaczął otaczać jego rywala. Nie wiedział co to jest za technika, nigdy czegoś podobnego nie miał okazji zobaczyć. Przeraziło go to, ponieważ zauważył, że z tą mocą wiąże się niesamowita męczarnia, którą właśnie przeżywał jego dawny przyjaciel. Był tak przestraszony, ale i zafascynowany jego potęgą, że wydusił z siebie tylko jedno słowo:
- Niesamowite…

Jednak owa humanoidalna istota szybko zniknęła, tak samo jak się pojawiła. Teraz jego wzrok powędrował na sprawcę całego zamieszania. Spostrzegł, że tuż obok niego stał białowłosy mężczyzna, który swój wielki, ostry miecz przystawiał do delikatnej skóry szyi nieprzytomnej kunoichi. Jego źrenice zwęziły się na ten widok.
- Sakura-chan! – krzyknął z paniką w głosie.
- Sasuke, co to ma znaczyć?! – Spojrzał na niego pytająco. Jego oczy wyrażały gniew, a także zdumienie tym, że kruczowłosy był w stanie posunąć się do takiego kroku.
- Jak widzisz, Naruto, nie jestem zdolny teraz do jakiejkolwiek walki z Tobą – powiedział z chłodem w głosie, następnie wyprostował się i wytarł usta z wylewającej się z nich krwi.
- Kto by pomyślał, że kiedykolwiek ona się na coś przyda. – Uśmiechnął się szatańsko. Wiedział, że te słowa go zabolą, gdyż jeszcze za czasów starej Drużyny 7, pamiętał, że ten czuł coś do swojej koleżanki z teamu.
- Cholera! Co Ty sobie myślisz?! Kim ona dla Ciebie jest, że ją w ten sposób traktujesz?! – krzyknął tak głośno, że zdawało się, że w przeciągu kilku kilometrów dałoby się usłyszeć te słowa.
- Jest moją kartą przetargową – ponownie uśmiechnął się w ten arogancki sposób.
- Widzisz w jakim obecnie jestem stanie, dlatego też nie mogę zaszczycić Cię teraz moimi nowymi technikami. Jednakże zapamiętaj to sobie, następnym razem jak się spotkamy, to zniszczę Ciebie i całą Konohę – powiedział to pewnie i ozięble, po czym wysłał mu mordercze spojrzenie.
- Sasuke… - wymamrotał. Nie mógł uwierzyć w jego słowa. Nie dość, że posłużył się Sakurą jak zwykłą zakładniczką, to jeszcze chce zniszczyć ich ukochaną wioskę? Jak i jego? Swojego najlepszego przyjaciela? Tego było już za wiele. Zacisnął pięści i zrobił krok w stronę przeciwników. W tej samej chwili Suigetsu przyparł bliżej swój miecz do szyi zakładniczki, tak, że krew delikatnie spłynęła po jej krtani. Lazurowe tęczówki obserwowały ten widok. Był bezradny mimo, że w środku pałał rządzą odbicia przyjaciółki z rąk oprawcy.
 - Wiesz, że jak uciekniecie będę was ścigał?! – spytał wściekle. Kolor jego oczu z niebieskich zmienił się stopniowo na czerwone, a źrenice z idealnie okrągłych zwęziły się do grubości zapałki. W tym samym momencie wyraz bezradności na jego twarzy ustąpił miejsca szaleńczej wściekłości.

Suigetsu doskonale zdawał sobie sprawę, że od tej chwili blondynem przemawia Kyuubi, uśmiechnął się chytrze, po czym odwrócił się na pięcie i pobiegł do lasu, w stronę kryjówki, biorąc nieprzytomną kobietę ze sobą.

- Przewidziałem to, ale na moje szczęście pogoda mi sprzyja – powiedział wyraźnie zadowolony lider Taki. Kruczowłosy przekierował swój wzrok na deszczowe chmury, a następnie uniósł rękę w ich kierunku. Z czarnych niczym smoła chmur zaczęło błyskać. Nagle ogromny piorun o kształcie smoka wyłonił się z nieboskłonu, przeleciał nad ręką Uchihy i skierował się w stronę Uzumakiego.
 - Kirin! – krzyknął spadkobierca sharingana.

To były ostatnie słowa jakie wymówił, bo zaraz potem powtórnie odczuł przeogromne katusze, a nawet usłyszał gwałtowne uderzenie swojego serca, po czym upadł bezwładnie na ziemię. Podszedł do niego Juugo, który na szczęście okiełznał swoją „morderczą” naturę. Podniósł go z błota, w którym ten leżał nieprzytomny, a następnie przerzucił go przez ramię. Na odchodne rzucił okiem jak technika Uchihy uderza blondwłosego, tak, że ten całkowicie ogłuszony przeleciał kilkanaście metrów w tył, aż walnął o jakąś skałę, która zamortyzowała atak. Odwrócił się i pobiegł śladami swojego towarzysza z drużyny Suigetsu.


________________________________________________________________________
________________________________________________________________________


W święta znalazłam trochę wolnego czasu i postanowiłam umieścić ten rozdział na blogu :) Nie jestem z niego jakoś wyjątkowo zadowolona, gdyż wydaje mi się, że jest trochę chaotyczny, jednak nie chciałam go po raz enty poprawiać, bo mogłoby z tego wyjść masło maślane xD Mam nadzieje, że mimo wszystko się spodoba. Byłoby mi bardzo miło o komentarze z Waszej strony, bo jak wiadomo to motywuje do dalszego pisania ;3 Jak zwykle proszę o rady, na co zwrócić szczególną uwagę, co zmienić itp. Mile widziane wszystkie spostrzeżenia. Chciałam jeszcze podziękować osobom dotychczas komentującym. Naprawdę nie wiecie jak mi jest miło, gdy czytam Wasze opinie na temat rozdziału :) Fajnie, że jesteście ze mną, dziękuje Wam ;*
Życzę zdrowych, wesołych Świąt i pozdrawiam serdecznie Anna

piątek, 4 kwietnia 2014

Spotkanie


 Rozdział II



Pogoda im nie dopisywała. Było ciemno mimo, że dopiero co minęło południe. A spowodowane to było czarnymi, burzowymi chmurami na nieboskłonie. Deszcz zaczął padać intensywnie na ich zmęczone pośpiechem twarze. 

Powoli zbliżali się do celu. Już z daleka można było dostrzec wybuchy, pełno dymu i podpalone drzewa. W końcu nikogo taki widok nie dziwił, kilku członków Akatsuki zaatakowało samotnie podróżującego Killera Bee. A jak wiadomo nie jest to zbyt wyrównana walka. Bee pewnie robił wszystko by uratować swoje, jakże cenne życie.

W drodze Kakashi wyjaśnił wszystkim po krótce, kto jakie ma zadanie. Trudno było się do tego dostosować, bo nadal nie wiadomo ilu było członków przestępczej organizacji, ale początkowy plan był taki: jak dotrą do celu, to Sakura ma zająć się leczeniem ośmioogoniastego, a reszta walczyć ze zbiegłymi ninja.

Dotarłszy na miejsce, szybko ocenili sytuację. Pola Kraju Ognia były już doszczętnie zniszczone, w kilku miejscach można było zaobserwować ogromne dziury w ziemi, które sugerowały, że toczono tu walkę. Gdzieniegdzie można było dostrzec ślady krwi, a także powypalane przez czarne, niegasnące płomienie drzewa oraz trawę. Hachibi był już mocno poturbowany, ledwo trzymał się na nogach, można było wywnioskować, że to właśnie do niego należy ów czerwona ciecz.
Przed nim stały trzy postacie. Jedną był białowłosy ninja z zębami jak u rekina, który trzymał w dłoniach wielki, przypominający tasak rzeźnika miecz.
Drugą osobą był wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, który miał na połowie swojego ciała przeklętą pieczęć, wyglądał na niezrównoważonego psychicznie.
A ostatnią, ale najwidoczniej najważniejszą był "on", Uchiha Sasuke. Kruczowłosy nic się nie zmienił po tylu latach, nadal na jego twarzy był wypisany chłód i zobojętnienie. Jednakże on sam z urodziwego młodzieńca zmienił się w atrakcyjnego mężczyznę. Bez dwóch zdań można było stwierdzić, że jeszcze bardziej wyprzystojniał, od ostatniego spotkania.
Każda z tych postaci miała na sobie charakterystyczne czarne płaszcze z wyszytymi czerwonymi chmurami, co sugerowało przynależność do kryminalistycznej organizacji, składającej się z poszukiwanych ninja rangi S. 

Uwagę Uchihy przyciągnął głośny krzyk Uzumakiego:
- Sasuke! Co to  ma znaczyć?!
Czarne niczym smoła tęczówki wlepiły się w postać starego przyjaciela. Jego przeszywające spojrzenie było nad wyraz chłodne i pozbawione uczuć, aż przysparzało o gęsią skórkę. Naruto wyczytał z jego oczu, że ten wyzbył się resztek ludzkich emocji jakie w nim pozostały. Był wstrząśnięty jego postawą, nie mógł uwierzyć, że stał się dla niego aż tak obcy. 

Sakurze na widok byłego członka Drużyny 7 rozszerzyły się źrenice. W końcu stoją naprzeciw siebie, twarzą w twarz. Czekała na ten moment odkąd on opuścił wioskę. Stał się kryminalistą, ale mimo to chciała by wrócił z nią z powrotem do Konohy. Jej serce zaczęło bić mocniej, gdy napotkała jego zimne spojrzenie. Przez chwilę była w takim szoku, że nie była w stanie ani odrobinę się poruszyć. Jednak po chwili otrząsnęła się z osłupienia i przypominając sobie wytyczone przez Kakashiego zadanie, podbiegła do rannego Killera Bee. Wszystko bacznie obserwowała z bezpiecznej odległości. Sai zaczął walkę z białowłosym, zaś Kaka-sensei z posiadaczem przeklętej pieczęci. Natomiast  Naruto zaczął rozmowę z dawnym przyjacielem. Niestety nie dane jej było usłyszeć o czym rozmawiają, gdyż potrzebowała koncentracji przy leczeniu ośmioogoniastego, który był nieprzytomny. Kątem oka zauważyła, że ich konwersacja się zakończyła i przeszli do rękoczynów. Naruto w trybie Mędrca zaatakował swym Rasen-shurikenem, zaś wokół Sasuke pojawiła się gigantyczna, humanoidalna istota, która wystrzeliła coś ze swojego łuku w stronę blondyna. Niebieskookiemu z trudem udało się uniknąć ciosu. Gdy myślał, że może przejść do kontrataku, to zza jego pleców wyskoczył białowłosy ze swoim mieczem. Sakura przekierowała swój wzrok na Sai'a, który jeszcze do niedawna walczył z ów osobnikiem. Niestety, jak się okazało leżał już nieprzytomny na ziemi, z ranami szarpanymi od wielkiego miecza.

Blondyn dalej walczył z dwoma przeciwnikami. Nawet dobrze mu szło, ale było widać, że męczy go ta nierówna walka. Sakura w końcu postanowiła dołączyć się do bitwy, nie mogła pozwolić na to żeby coś się stało przyjacielowi. Zresztą już dawno sobie obiecała, że już nigdy więcej nie będzie „piątym kołem u wozu”. Zebrała swoją czakrę w prawej pięści i podbiegła do białowłosego. Uderzyła z całej siły w podłoże pod nim, które w okręgu kilkunastu metrów roztrzaskało się na kawałeczki. Ze zdziwieniem spostrzegła, że nie tylko „jej przeciwnik” wpadł w pułapkę, a także Naruto i Sasuke, którzy próbowali teraz wydostać się z spod sterty gruzów. Spadkobierca sharingana wychodząc z spod rumowiska, zlustrował wzrokiem sylwetkę kunoichi. Nie przypuszczał, że jego dawna kompanka z drużyny stała się tak silna. Dlatego też nie spodziewał się jakiegokolwiek ataku z jej strony. Zapamiętał ją jako słabą, płaczliwą dziewczynkę, a teraz stoi przed nim pewna siebie, silna i zdecydowana kobieta. Czyżby to była ta sama osoba? Niemożliwe.

W czasie gdy dwójka starych przyjaciół z drużyny mierzyła się wzrokiem, Killer Bee wstał o własnych siłach i przemienił się w Hachibiego, ładując przed sobą wielką czarną kule wymierzoną prosto w kruczowłosego.
- To za to, że już drugi raz próbujesz mnie schwytać! - wykrzyczał i cisnął ową techniką w niego.

Do jej uszu dotarł przeraźliwy krzyk, a następnie odgłos wybuchu. Na ciele poczuła ogromną fale uderzeniową. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie mogła odnotować co tak naprawdę się stało. Nagle na całym terenie pola walki zapanowała ciemność. Była to konsekwencja pyłu, który nie chciał opaść po tak mocnym uderzeniu. Widoczność była bliska zeru. Trudno było dostrzec cokolwiek, co by nie było w zasięgu ręki. Sakura powoli podniosła się z ziemi.  Poczuła ból na prawym ramieniu, ale nie zwróciła na niego większej uwagi, bo chciała ujrzeć co miało miejsce tuż przed chwilą. Za jej plecami leżał Naruto, który jak tylko otworzył oczy, wstał na równe nogi, ominął przyjaciółkę i zaczął biec w stronę miejsca wybuchu.
- Sasuke! – krzyknął.

Teraz to do niej dotarło. To właśnie Hachibi wykonał ową technikę. Skierował swój najsilniejszy atak – bijuu damę w spadkobiercę sharingana. Ciarki przeszły po całym jej ciele, kiedy zdała sobie sprawę z tego co się stało. Panika była wypisana na jej twarzy. Trudno było jej się do tego przyznać, ale mimo upływu czasu dalej coś czuła do kruczowłosego. Rozpoczęła trucht śladami blondyna, aby na własne oczy przekonać się w jakim jest stanie. Po chwili spostrzegła przed sobą wielki krater, a w nim trzy postacie, a właściwie cztery, z tym, że czwarta osoba leżała nieruchoma w centrum zagłębienia.

- Sasuke-kun! – krzyczała jedna z postaci. Była nią czerwonowłosa kunoichi z okularami na nosie, która przytulała do swej piersi Uchihę. Widać, że jego los nie był obojętny dla kobiety. Musiała go darzyć większym uczuciem, niż zwykłego kolegę z drużyny.
- Nie jest dobrze – powiedział wstrząśnięty chłopak o uśmiechu rekina.

Uzumaki stanął nad swoim przyjacielem. Przyjrzał się odniesionym obrażeniom na jego ciele, po czym szybko odwrócił wzrok, bo nie mógł znieść tego widoku. Nie znał się na medycynie, ale wiedział jedno, jego rana była bardzo poważna. Zazgrzytał zębami i zacisnął mocno pięści.
- Cholera! Nie wybaczę Ci tego! – krzyknął w stronę sprzymierzeńca z Wioski Ukrytej w Chmurach.
- Głupcze! Muszę go zabić póki, nie dorwało mnie jeszcze Akatsuki – zarymował i zamachnął się by oddać kolejny cios pod adresem kruczowłosego.
- Nie pozwolę żeby ktokolwiek go skrzywdził! – warknął i ruszył w stronę ośmiornicy, by go powstrzymać.

W czasie gdy Naruto toczył bój z Hachibim, Sakura szybko podbiegła do członków Akatsuki. Pył już prawie opadł, więc widoczność się polepszyła. Mogła w końcu dostrzec jakie rany lider Taki odniósł po uderzeniu ośmioogoniastego. Nie wyglądało to dobrze. Brzuch i klatka piersiowa spadkobiercy sharingana były całe we krwi, która w szybkim tempie wypływała z wielkiej rany, brudząc przy tym całą odzież, a także wszystko co znajdowało się wokół. Dopiero teraz spojrzała w jego oczy, po mimice twarzy można było wywnioskować, że przeżywa on niewyobrażalny ból. Wtem okularnica wyciągnęła do niego odsłoniętą z odzienia rękę, po czym w półprzytomny Uchiha ugryzł ją tak, że czerwonowłosa aż syknęła z bólu. Widać, że jego cierpienie powoli ustawało dzięki piciu jej krwi.

Sakura bacznie obserwowała wszystko z boku. Była najlepszym medykiem w Wiosce Ukrytej w Liściach, a może i nawet na całym kontynencie. Bez problemu mogła stwierdzić, że ten sposób leczenia szkodzi kunoichi. Mimo, że gwarantowało to niemalże natychmiastowe efekty regeneracji, to czerwonowłosa traciła przy tym dużo krwi, przez co taki rodzaj kuracji był dla niej niebezpieczny.
- Nie powinnaś tego robić, to dla Ciebie szkodliwe – powiedziała stanowczo, a wszystkie tęczówki zwróciły się w stronę mówcy. – Wiem co mówię, jestem medykiem – dodała.

Różowa podeszła nieco bliżej, skumulowała czakrę w swoich dłoniach i przyłożyła ręce do rany starego przyjaciela. Ten jak poparzony odsunął się od okularnicy i przeszył ją morderczym spojrzeniem. Zielonooka nie zdążyła na ten gest zareagować, gdyż chwycił ją za nadgarstek i w bolesny sposób go wykręcił.
-  Chcę Ci pomóc! – wykrzyknęła z bólem. Wtem spojrzała w jego zimne hebanowe oczy i od razu mogła stwierdzić, że ten nie chciał od niej pomocy. Zacisnęła mocno zęby i kontynuowała:
- Pozwól mi Cię uleczyć. To poważna rana, możesz się wykrwawić!

Sasuke podniósł się do pozycji siedzącej, nie puszczając jej skręconego nadgarstka. Karin, bo tak nazywała się czerwonowłosa kunoichi, przytrzymywała go by nie opadł. Zaś Suigetsu – białowłosy shinobi gwałtownie odsunął Haruno od swojego szefa.
- Dlaczego chcesz mu pomóc? – zapytał.
- Bo mimo wszystko jest moim przyjacielem. Nie, naszym przyjacielem! – powiedziała zacięcie, a jej oczy powędrowały w stronę blondyna, który dalej próbował przemówić do rozsądku ośmiornicy, używając do tego pięści.
- Był z nami w Drużynie 7 i wiem, że gdzieś tam w środku jest dalej tym samym Sasuke co wtedy.

Uchiha gdy to usłyszał tylko prychnął z obojętnieniem. Jakby jej słowa spłynęły po nim jak po kaczce. Spojrzał na nią  beznamiętnie, po czym wstał i wymierzył jej cios prosto w brzuch.  Uderzenie było tak mocne, że różowa w mgnieniu oka straciła przytomność. Opadła bezwładnie na ziemię. On zaś z wielkim bólem odwrócił się  w kierunku dwóch walczących ze sobą jinjuuriki. Trzymał się mocno za ranę na brzuchu, z której nadal strumieniami wylewała się krew. W jego wzroku było widać tylko gniew i żądzę zemsty na swoim sprawcy.
- Czas odpłacić się ośmiornicy – warknął.


_____________________________________________________________________
_____________________________________________________________________


Rozdział poprawiałam chyba z milion razy, a to z powodu długich opisów. Jednak uważam, że były one konieczne, gdyż bardzo chciałam wprowadzić odpowiedni klimat. Prawdę mówiąc nie wiem czy mi się to udało, czy nie, ale mam nadzieję, że mimo wszystko przypadnie Wam do gustu :)
Proszę o komentarze i o rady nad czym mam popracować :)
Pozdrawiam Anna