Rozdział III
- Ale Sasuke-kun jesteś poważnie ranny! – krzyknęła i
szarpnęła za rękaw Lidera Taki.
Jego wzrok powędrował na czerwonowłosą okularnicę. Gdyby spojrzenie mogło zabić, to w
tym momencie właśnie by się tak stało. W
jego oczach można było dostrzec tylko furię i chęć odpłacenia się za uderzenie,
które go tak poważnie zraniło. Wyrwał się z jej uścisku i podążył w stronę
dwóch jinchuuriki.
Karin cała drżała, nie wiedziała co począć. Czuła, że jego
czakra robi się zimna, tak jak wtedy w potyczce z piątką Kage. Sasuke się
zmieniał, a ona nie miała pojęcia co zrobić, by był taki jak kiedyś, kiedy
troszczył się o siebie i o swoich kompanów z drużyny. Spojrzała z obawą na
Suigetsu, któremu widać było, że także się to nie podoba. Białowłosy ruszył za
swoim szefem aby mu pomóc. Karin podreptała za swoim towarzyszem.
Dotarłszy na miejsce, w których ścierało się dwóch posiadaczy
ogoniastych bestii, kruczowłosy krzyknął:
- Amaterasu! – Po czym w jego lewym oku aktywował się kalejdoskopowy
sharingan, a stróżki krwi przepłynęły po jego policzku. Czarne płomienie
pojawiły się na mackach ośmioogoniastego. Hachibi zaczął krzyczeć z bólu i
szamotać się we wszystkie strony, niszcząc wszystko dookoła. Uchiha odczuł ból
w oku po wykonaniu tej techniki. Złapał się za swoje lewe oko i zgiął się w
pół, bo rana na brzuchu cały czas dawała o sobie poznać. Wtem podbiegł do niego
Suigetsu, złapał go, by ten nie upadł na ziemię. Kruczowłosy nie widział
wyraźnie, cały pobladł z powodu utraty krwi, jednak wciąż trzymał się na
nogach, które z powodu bólu uginały się pod nim.
~***~
W tym samym czasie Naruto niefortunnie dostał jedną z macek
Hachibiego i wylądował kilkanaście metrów od pola walki. Był już nieco
poturbowany i zmęczony, jednak wiedział, że to jedyna szansa na uratowanie
przyjaciela i bez względu na wszystko musi go sprowadzić do Konohy. Nie tylko z
racji ciemności, która go pochłaniała, ale także ze względu na Sakurę, której
złożył dawno temu obietnicę. Powoli podnosił się do góry, jednakże poczuł, że ktoś nieustannie go obserwuje. Był
to Juugo już w pełnej dwupoziomowej formie przeklętej pieczęci. Nie było przy
nim Kakashiego, co oznaczało, że ten musiał przegrać z członkiem Taki. Pomarańczowowłosym
kierował amok i szaleństwo. W morderczym popędzie rzucił się na blondyna.
Druga, tym razem paląca się macka uderzyła w pobliżu
różowowłosej kunoichi, którą dosięgły czarne płomienie. Jej ubrania pomału zaczęły
się palić, jednakże nie odczuwała w tej chwili bólu, bo wciąż była
nieprzytomna.
~***~
Suigetsu podtrzymując swojego szefa na ramieniu, spostrzegł
niedaleko jak jego kolega z drużyny toczy zacięta walkę z konoszańskim jinchuuriki.
Jego stan psychiczny pozostawiał wiele do życzenia, kompletnie nie panował nad
swoją „morderczą stroną”. W tym momencie jinchuuriki dostawał niezłe cęgi,
jednakże białowłosy wiedział, że szala zwycięstwa może niedługo się zmienić,
gdyż jego siła jest porównywalna do Uchihy. Odwrócił wzrok z powrotem na szefa i spytał, nie wiedząc co
robić:
- Co teraz?!
Czerwonowłosa obserwowała jak Uchiha w odpowiedzi przeklina
pod nosem, jednak nie była pewna czy jego słowa były skutkiem rozjuszenia
Juugo, czy też były źródłem bólu jaki obecnie odczuwał. Jego rana była poważna,
krew non stop strumieniami wylewała się na zewnątrz. Widocznie Susano’o nie
wystarczająco szybko pojawiło się wokół niego w momencie uderzenia. Część bijuu
damy mocno go zraniła. Wiedziała, że ten nie ma teraz głowy na to, by obmyśleć
jakiś sensowny plan. Dlatego postanowiła wziąć wszystko w swoje ręce,
wykorzystując to co było wokół.
- Może weźmiemy tą kunoichi. Podobno jest medykiem. Sasuke,
Ty teraz potrzebujesz lekarza, a moja czakra jest niewystarczająca! – oznajmiła
okularnica, wskazując na różową, którą pochłaniały czarne płomienie.
Lider słysząc te słowa zerknął najpierw na nieprzytomną
Sakurę, następnie ujrzał w oddali Juugo, który szaleńczo rozwalał wszystko
wokół siebie, tocząc jednocześnie walkę z Uzumakim. Spojrzał w drugą stronę,
gdzie leżał Hachibi. Był nieprzytomny, a jego macki dalej się paliły.
W tej chwili był zaślepiony swoją mroczną naturą, liczyło się dla niego tylko i wyłącznie wykonanie misji, którą powierzył mu lider Akatsuki – Madara. Nic, ani nikt inny go nie obchodził i nie powinien mu w tym przeszkodzić. Odwołał swoje niegasnące płomienie na ośmioogoniastym.
W tej chwili był zaślepiony swoją mroczną naturą, liczyło się dla niego tylko i wyłącznie wykonanie misji, którą powierzył mu lider Akatsuki – Madara. Nic, ani nikt inny go nie obchodził i nie powinien mu w tym przeszkodzić. Odwołał swoje niegasnące płomienie na ośmioogoniastym.
- Bierzemy jinjuuriki i spadamy stąd – rzekł stanowczo.
W wyrazie twarzy Karin i Suigetsu nastało osłupienie, wymienili
między sobą spojrzenia. Okularnica wciąż czuła lodowatą czakrę lidera, ale
miała cichą nadzieje, że w końcu zmieni się w tą wcześniejszą. Ciepłą,
przytulną i przyjemną. Jednak mimo nadziei, miała jakieś złe przeczucie, że ta
coraz bardziej pogrąża się w ciemności. W końcu czerwonowłosa odważyła się
powiedzieć:
- A co z Juugo? I z Twoją raną?
- Juugo sobie poradzi – warknął. Po czym spojrzał na nieprzytomną
Sakurę, której ciało nadal trawiły płomienie i dodał:
- A ona niech spłonie... – W jego oczach nie można było
dostrzec żadnego blasku, żadnej iskierki
życia. Tylko chłodną apatyczność i bezduszność.
Źrenice Karin rozszerzyły się do maksymalnego poziomu. Jak
on mógł coś takiego powiedzieć? Przecież Juugo był jego towarzyszem. On wierzył
w niego, całkowicie mu się podporządkował. Był zdolny oddać za niego życie, a
ten chce zostawić go na pastwę losu? Gdzie podziała się ta troska o kompanów w
kruczowłosym? Wiadomo, że nie przejawiał on jej zbyt często, ale jednak gdzieś
tam w środku zawsze była. A teraz? W dodatku ta czakra. Ona się zmieniła! Jest
lodowata, cierpka i oziębła. To nie jest
ten sam Sasuke, który założył Hebi. Chce żeby jego dawna przyjaciółka spłonęła?
Wyobraziła sobie co by było gdyby to ona była na miejscu różowowłosej. Czy też pozostawiłby
ją na pewną śmierć?
- Ale Sasuke-kun co ty mówisz! Nie możemy go tak zostawić!
Przecież on już jest w całkowitym amoku, nie wie co się wokół niego dzieje.
Zresztą, kto wie może zaraz przyjdzie tu jakieś wsparcie z Konohy. A wtedy już sam
sobie nie poradzi! On by Cię nie zostawiłby w takiej sytuacji! – wykrzyczała.
- Ona ma rację. Nie powinniśmy go tu zostawiać. Poza tym ta
różowa mówiła prawdę, zaraz możesz się wykrwawić – dodał Suigetsu, biorąc
stronę swojej znienawidzonej koleżanki.
Wyraz twarzy Uchihy momentalnie się zmienił, można było
spostrzec istną furię. Odwrócił się gwałtownie i przygwoździł do drzewa białowłosego.
- Śmiesz kwestionować moje rozkazy?! – krzyknął poirytowany.
Nie panował nad gniewem.
- Po prostu twierdzę, że powinniśmy mu pomóc, w końcu
jesteśmy drużyną. A członków teamu nie powinno się zostawiać na pastwę losu –
odparł ze spokojem w głosie, podkreślając ostatnie słowa.
Kruczowłosy widząc reakcję swojego towarzysza, nieco oprzytomniał.
Spojrzał kątem oka na Karin, która cała dygotała ze strachu, a do oczu zbierały
jej się łzy. Czy on był aż tak przerażający?
Nie miał już siły na jakąkolwiek walkę, ledwo umiał ustać, a wzrok miał zamazany. Wiedział, że jak wrócą po członka Taki, to będzie im dane zmierzyć się z Naruto, którego będzie trudno się pozbyć. A co dopiero pokonać w takim stanie. Zdawał sobie też z tego sprawę, że wtedy nie wezmą ze sobą Hachibiego, po którego tu przyszli. Utrudniłoby to ucieczkę, bo on sam ledwo się ruszał, a Juugo pewnie będzie sprawiać problemy z powodu niestabilności psychicznej. Westchnął głośno i zwolnił uścisk na ubraniu purpurowookiego.
Nie miał już siły na jakąkolwiek walkę, ledwo umiał ustać, a wzrok miał zamazany. Wiedział, że jak wrócą po członka Taki, to będzie im dane zmierzyć się z Naruto, którego będzie trudno się pozbyć. A co dopiero pokonać w takim stanie. Zdawał sobie też z tego sprawę, że wtedy nie wezmą ze sobą Hachibiego, po którego tu przyszli. Utrudniłoby to ucieczkę, bo on sam ledwo się ruszał, a Juugo pewnie będzie sprawiać problemy z powodu niestabilności psychicznej. Westchnął głośno i zwolnił uścisk na ubraniu purpurowookiego.
- Karin wracaj do kryjówki. Ja z Suigetsu pójdziemy po Juugo
– oznajmił.
- Ale Ty nie dasz rady w takim stanie! – trafnie zauważyła.
- Mam plan – odpowiedział. Po czym odwołał czarne niczym
smoła płomienie na ciele dawnej przyjaciółki.
– Suigetsu weź ją ze sobą i chodźmy po Juugo. – Wskazał na
różowowłosą kunoichi, po czym skierował się w stronę miejsca boju Uzumakiego z
posiadaczem przeklętej pieczęci. Zaś białowłosy poprawił swoje pogniecione
ubranie, wziął na ręce kobietę, tak jak mu rozkazał i poszedł śladami lidera
Taki, zostawiając przy tym samą Karin.
Jego purpurowe tęczówki błądziły za kruczowłosym, który to
kuśtykał przed nim, wciąż uciskając ranę na brzuchu, z której krew płynęła tak
mocno, że wypływała mu z pomiędzy palców. Spuścił wzrok, a jego oczom ukazały
się ślady krwi, które to Uchiha zostawiał na ziemi. Wie, że rana jest poważna,
ale nie był w stanie jej dostrzec w całej okazałości, gdyż kilka warstw ubrań
mu to uniemożliwiało. Krok szefa był coraz bardziej chwiejny, zaczął nawet
podpierać się o drzewa, które po drodze mijali. Martwił się. Przejmował się
tym, że jego kompan lada moment się wykrwawi i skona na jego oczach. Pokręcił zdecydowanie
głową, by pozbyć się złych myśli, po czym rzekł:
- Szefie, naprawdę jesteś w stanie… - Nie dokończył, bo
wówczas spadkobierca sharingana wszedł mu w słowo.
- Suigetsu! Zamilcz i skup się! – skarcił go, a ten
posłuchał i dalszą drogę szli w milczeniu. W końcu dotarli do miejsca
docelowego, w którym to Naruto wraz z członkiem Taki toczyli walkę.
Było tak jak przewidział białowłosy, szala zwycięstwa była
teraz lekko przechylona po stronie blondyna, który to właśnie w trybie mędrca
oddawał cios swym Rasen-shurikenem pod adresem pomarańczowowłosego. Ten z
niewyobrażalną szybkością uskoczył, by potem przejść do kontrataku. Za pomocą
swojej czakry odbił się od ziemi, po czym z tym samym rozpędem co wcześniej ruszył
w stronę swojego przeciwnika.
- Juugo! Dość na dzisiaj! – krzyknął lider Taki.
Niestety pech chciał, że ów towarzysz zignorował jego
rozkaz. Nie panował nad sobą, całkowicie zawładnęła nim rządza zabijania. Jego
oczy były owładnięte szaleństwem, a dusza pragnęła krwi swojego przeciwnika.
Sasuke nie mógł pozwolić na dalszą walkę, zwłaszcza w takim
stanie w jakim byli. Co by było gdyby zaraz miało pojawić się wsparcie z
Konohy, wtedy nie mogliby nic zdziałać. Musiał zaryzykować i zrobić wszystko,
żeby mieli choć cień szansy na ucieczkę. Aktywował swoje Susano’o, by chwycić
nim swojego nieposłusznego podwładnego. Oczywiście, nie obyło się bez bólu,
który poczuł w każdej komórce swojego ciała. Zgiął się w pół, po czym splunął
krwią na ziemię.
Naruto otworzył szeroko oczy na widok purpurowego szkieletu,
który zaczął otaczać jego rywala. Nie wiedział co to jest za technika, nigdy
czegoś podobnego nie miał okazji zobaczyć. Przeraziło go to, ponieważ zauważył,
że z tą mocą wiąże się niesamowita męczarnia, którą właśnie przeżywał jego
dawny przyjaciel. Był tak przestraszony, ale i zafascynowany jego potęgą, że
wydusił z siebie tylko jedno słowo:
- Niesamowite…
Jednak owa humanoidalna istota szybko zniknęła, tak samo jak
się pojawiła. Teraz jego wzrok powędrował na sprawcę całego zamieszania.
Spostrzegł, że tuż obok niego stał białowłosy mężczyzna, który swój wielki,
ostry miecz przystawiał do delikatnej skóry szyi nieprzytomnej kunoichi. Jego
źrenice zwęziły się na ten widok.
- Sakura-chan! – krzyknął z paniką w głosie.
- Sasuke, co to
ma znaczyć?! – Spojrzał na niego pytająco. Jego oczy wyrażały gniew, a także
zdumienie tym, że kruczowłosy był w stanie posunąć się do takiego kroku.
- Jak widzisz, Naruto, nie jestem zdolny teraz do
jakiejkolwiek walki z Tobą – powiedział z chłodem w głosie, następnie
wyprostował się i wytarł usta z wylewającej się z nich krwi.
- Kto by pomyślał,
że kiedykolwiek ona się na coś przyda. – Uśmiechnął się szatańsko. Wiedział, że
te słowa go zabolą, gdyż jeszcze za czasów starej Drużyny 7, pamiętał, że ten czuł
coś do swojej koleżanki z teamu.
- Cholera! Co Ty sobie myślisz?! Kim ona dla Ciebie jest, że
ją w ten sposób traktujesz?! – krzyknął tak głośno, że zdawało się, że w
przeciągu kilku kilometrów dałoby się usłyszeć te słowa.
- Jest moją kartą przetargową – ponownie uśmiechnął się w
ten arogancki sposób.
- Widzisz w jakim obecnie jestem stanie, dlatego też nie
mogę zaszczycić Cię teraz moimi nowymi technikami. Jednakże zapamiętaj to
sobie, następnym razem jak się spotkamy, to zniszczę Ciebie i całą Konohę –
powiedział to pewnie i ozięble, po czym wysłał mu mordercze spojrzenie.
- Sasuke… - wymamrotał. Nie mógł uwierzyć w jego słowa. Nie
dość, że posłużył się Sakurą jak zwykłą zakładniczką, to jeszcze chce zniszczyć
ich ukochaną wioskę? Jak i jego? Swojego najlepszego przyjaciela? Tego było już
za wiele. Zacisnął pięści i zrobił krok w stronę przeciwników. W tej samej
chwili Suigetsu przyparł bliżej swój miecz do szyi zakładniczki, tak, że krew
delikatnie spłynęła po jej krtani. Lazurowe tęczówki obserwowały ten widok. Był
bezradny mimo, że w środku pałał rządzą odbicia przyjaciółki z rąk oprawcy.
- Wiesz, że jak uciekniecie będę was ścigał?! – spytał
wściekle. Kolor jego oczu z niebieskich zmienił się stopniowo na czerwone, a
źrenice z idealnie okrągłych zwęziły się do grubości zapałki. W tym samym
momencie wyraz bezradności na jego twarzy ustąpił miejsca szaleńczej
wściekłości.
Suigetsu doskonale zdawał sobie sprawę, że od tej chwili
blondynem przemawia Kyuubi, uśmiechnął się chytrze, po czym odwrócił się na
pięcie i pobiegł do lasu, w stronę kryjówki, biorąc nieprzytomną kobietę ze sobą.
- Przewidziałem to, ale na moje szczęście pogoda mi sprzyja
– powiedział wyraźnie zadowolony lider Taki. Kruczowłosy przekierował swój
wzrok na deszczowe chmury, a następnie uniósł rękę w ich kierunku. Z czarnych
niczym smoła chmur zaczęło błyskać. Nagle ogromny piorun o kształcie smoka
wyłonił się z nieboskłonu, przeleciał nad ręką Uchihy i skierował się w stronę
Uzumakiego.
- Kirin! – krzyknął spadkobierca
sharingana.
To były ostatnie słowa jakie wymówił, bo zaraz potem powtórnie
odczuł przeogromne katusze, a nawet usłyszał gwałtowne uderzenie swojego serca, po
czym upadł bezwładnie na ziemię. Podszedł do niego Juugo, który na szczęście
okiełznał swoją „morderczą” naturę. Podniósł go z błota, w którym ten leżał
nieprzytomny, a następnie przerzucił go przez ramię. Na odchodne rzucił okiem jak
technika Uchihy uderza blondwłosego, tak, że ten całkowicie ogłuszony
przeleciał kilkanaście metrów w tył, aż walnął o jakąś skałę, która
zamortyzowała atak. Odwrócił się i pobiegł śladami swojego towarzysza z drużyny
Suigetsu.
________________________________________________________________________
________________________________________________________________________
W święta znalazłam trochę wolnego czasu i postanowiłam umieścić ten rozdział na blogu :) Nie jestem z niego jakoś wyjątkowo zadowolona, gdyż wydaje mi się, że jest trochę chaotyczny, jednak nie chciałam go po raz enty poprawiać, bo mogłoby z tego wyjść masło maślane xD Mam nadzieje, że mimo wszystko się spodoba. Byłoby mi bardzo miło o komentarze z Waszej strony, bo jak wiadomo to motywuje do dalszego pisania ;3 Jak zwykle proszę o rady, na co zwrócić szczególną uwagę, co zmienić itp. Mile widziane wszystkie spostrzeżenia. Chciałam jeszcze podziękować osobom dotychczas komentującym. Naprawdę nie wiecie jak mi jest miło, gdy czytam Wasze opinie na temat rozdziału :) Fajnie, że jesteście ze mną, dziękuje Wam ;*
Życzę zdrowych, wesołych Świąt i pozdrawiam serdecznie Anna